Po wspaniałej i nieoczekiwanej pobudce przez balony latające tuż nad naszymi głowami poszedłem do najbliższego sklepu po chleb i wodę. Nie chciało mi się iść do marketu, więc poszedłem do zwykłego sklepu. Hmm za butelkę wody gazowanej! (nigdzie nie mogłem w Turcji znaleźć wody gazowanej! Wszędzie niegazowana, dlaczego?) i za świeży chleb zapłaciłem jakieś 7 złotych. Miejscowość turystyczna, nie chciało mi się iść do marketu to niech sobie zarobią 😉
Śniadanie Mistrzów w Kapadocji. Chleb turecki był przepyszny, a i gulasz angielski równie wspaniały 😉
Po śniadaniu wyruszyliśmy przed siebie! Kupiliśmy po butelce wody, tak aby nie umrzeć z pragnienia. Mieliśmy co prawda bardzo słabe mapy ale postanowiliśmy zwiedzić „Red Valley” i „Rose Valley”.
Taki widok mieliśmy gdy weszliśmy na pierwsze wzniesienie…
I gdy zeszliśmy z tej „górki” stwierdziliśmy, że lepiej dla bezpieczeństwa zapisać na gpsie naszą pozycje wyjściową, bo labiryntów skalnych troszkę jest i żeby się przypadkiem nie zgubić…
Najbliżej naszego położenia była Red Valley, idziemy więc! A żar anatolijskiego Słońca pali mi kark i tylko mijane po drodze pola uprawne winogron (białe, słodkie, przepyszne!)i truskawek dodają nam ochłody, gdy kosztujemy specjałów Matki Natury 😉
Przepyszne winogrona! Tutaj polaki-cebulaki z głodu nie zginą 😉
Zastanawiamy się jak te rośliny mogą rosnąć w tak niesprzyjającym klimacie i po odwiedzeniu kilku poletek widzimy rozciągnięty wąż ogrodowy, który biegnie od roślin do skał. Wodzimy wzrokiem za wężem i idziemy w kierunku skał. Teraz wszystko staje się jasne! Niektóre jaskinie wypełnione są wodą, więc pompa, wąż ogrodowy i mamy podlewanie roślin!
Dolina Red Valley szybko się kończy i wg mapy jest pionowa ściana skalna przez którą nie prowadzą żadne ścieżki, ja jednak wiedziony ciekawością wchodzę na półkę skalną wyżej, aby zobaczyć czy rzeczywiście jest to prawda.
Schodzę i już wiem, że dalsza droga jest zbyt ryzykowna…
Red Valley jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła, więc wracamy do punktu wyjścia i zmierzamy do Rose Valley!
idąc po drodze obserwujemy „księżycowy krajobraz” jak określają Kapadocję przewodniki
W pewnym momencie, całkowicie przypadkiem zauważamy super jaskinie! Gdybyśmy dnia wcześniejszego znaleźli taką jaskinie to chyba byśmy w niej zamieszkali jakieś 2 noce!
Następnie dotarliśmy do wspaniałego punktu widokowego na Rose Valley!O to ta dolina..
Schodzimy na dół i tam spotykamy pierwszych turystów, głównie z Francji. Idziemy przez całą dolinę i znowu na jej końcu natrafiamy na pionową ścianę skalną, która uniemożliwia przedostanie się na inny szlak i zmusza do powrotu jeszcze raz tą samą drogą. Na szczęście jest poletko winogron z największymi gronami jakie kiedykolwiek jadłem 😉 Więc wrzucamy w siebie pewnie powyżej kilograma winogron, które są bardzo energetycznym posiłkiem!
Idziemy przed siebie, w poszukiwaniu przygody do innego miasteczka, docieramy do osady Cavusin.
Widok dawnego miasteczka wykutego w skałach zapiera nam dech w piersiach!
Jednak jestem potwornie zły, że w każdym ujęciu zdjęcia mam komercyjne napisany „supermarket”, „Cafe Restaurant” i inne.
Za cel postawiłem sobie wejść na samą górę i opłaciło się! Znalazłem tam wnętrze wykute w skale gdzie znajdował się kościół. To było moje małe marzenia, będąc w Kapadocji samemu znaleźć kościół! Tutaj żyli kiedyś jedni z pierwszych chrześcijan, a Biblia donosi iż w tym regionie często przebywał Święty Paweł! Chrześcijanie tutaj stawiali twardy opór i bronili swojej wiary przed innowiercami, a stawiać opór pomagała Natura, ponieważ labirynty skalne i budowanie podziemnych osiedli, które miały nawet 6 kondygnacji pod powierzchnią Ziemi skutecznie chroniły!
Przeraża profanacja tego miejsca, na niektórych ścianach turyści-debile wyryli napisy „ukraina” „france” i inne…
Widok z jednego z wielu wyjść z kościoła robi wrażenie i przypomina, że tu na prawdę kiedyś mieszkali ludzie.
Nie byłbym sobą, gdybym pomimo ostrzeżeń, że jest to „niebezpieczna okolica” nie wszedł na sam szczyt i nie zrobił zdjęcia.
A oto widok z samej góry „skalnego miasteczka”
Z miasteczka Cavusin szliśmy miejscową drogą około 3km i już byłem taki zmęczony, że gdyby jechało jakieś auto w stronę Gorome to łapałbym je na stopa. Nic jednak nie jechało, organizm marsz jednak wytrzymywał, bo obiecałem sobie nagrodę po powrocie do campingu, czyli ciepły prysznic i pływanie na basenie aż do wieczora!
Nagroda na koniec wyczerpującego dnia 😉
W kolejnym wpisie będzie film! Słabej jakości, ale będziecie wspólnie ze mną przeżywać chodzenie po skałach, jaskiniach i wykutych kościołach w skale!
Najnowsze komentarze