Posts Tagged With: balkans hitchhiking

Mauzoleum Atatürka w Ankarze [film] , czyli Ankara again

Poniżej prezentuję film z Anıtkabir, czyli Mauzoleum gdzie spoczywa Mustafa Kemal Atatürk w Ankarze. Nie będę rozpisywał się na temat tego Tureckiego Bohatera, ponieważ wszystko jest na filmie. Zapraszam do obejrzenia!

Jak się stało że wróciliśmy jeszcze raz do Ankary?

Po chodzenia po skałkach Kapadocji musiałem odpocząć i kolejne dwa dni przesiedziałem na basenie na naszym campingu. Kolejnym naszym obiektem do zwiedzenia był kurort w Antalyi, ale jakoś nie chciało nam się tam jechać, bo jak na mnie dwa dni pływania w basenie to już i tak za dużo (normalnie wcale bym nie wypoczywał, ale najwidoczniej szybko się starzeje i za niedługo na wakacje będę jeździł do Egiptu i tylko z biurem podróży, haha), więc odpuściliśmy odwiedziny tego słynnego kurortu.

Za camping nie zapłaciliśmy ani jednej liry!! Jak to zrobiliśmy mogę komuś odpowiedzieć na priv! Podczas podróży nabywa się pewne skille- nocleg i transport za darmo nie są problemem! Z racji tej, że nie chciało nam się łapać stopa do Ankary (tak tak, Mauzoleum Atatürka czeka!) i nie musieliśmy płacić za nocleg pojechaliśmy super wypasionym (tutaj każdy autobus jest super wypasiony) do Ankary. Napisałem Edzie, że chcemy się jeszcze jedną noc u niej przespać.

SDC11716Nie ważne jakim przewoźnikiem jedziesz, w każdym autobusie jest multimedialne urządzenie do gier, oglądania TV, słuchania muzyki. Dodatkowo na pokładzie jest Stewardessa/Steward, który robi herbatę, kawę, podaje sok i ciasteczka. Wszystko w cenie biletu 😉

Po zwiedzeniu Mauzoleum Atatürka, pojechaliśmy metrem do mieszkania Edy, a wcześniej zrobiliśmy małe zakupy, aby zrobić w podziękowaniu dla niej jakieś typowe polskie danie- wybór padł na placki ziemniaczane i kopytka. Słabo nie?Moje kulinarne umiejętności nie są specjalnie wysokie, a tradycyjnego dania typu ziemniaczki, surówka i schabowy nie mogłem zrobić bo w Turcji nie ma wieprzowiny…

Eda- jak to Eda, dała nam znowu czyste ręczniki i czystą pościel. Skarb nie kobieta 😉

DSCN0707A tak wygląda nasze skromne „danie”, które jej przyrządziliśmy- placki ziemniaczane a’la Patryk i kopytka a’la Przemek 😉

Po dosoleniu i dodaniu majonezu wszystko było nawet zjadliwe.

Categories: Autostop Turcja 2014 | Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Kapadocja- spełnienie kolejnego marzenia

Po wspaniałej i nieoczekiwanej pobudce przez balony latające tuż nad naszymi głowami poszedłem do najbliższego sklepu po chleb i wodę. Nie chciało mi się iść do marketu, więc poszedłem do zwykłego sklepu. Hmm za butelkę wody gazowanej! (nigdzie nie mogłem w Turcji znaleźć wody gazowanej! Wszędzie niegazowana, dlaczego?) i za świeży chleb zapłaciłem jakieś 7 złotych. Miejscowość turystyczna, nie chciało mi się iść do marketu to niech sobie zarobią 😉

DSCN0722 Śniadanie Mistrzów w Kapadocji. Chleb turecki był przepyszny, a i gulasz angielski równie wspaniały 😉

Po śniadaniu wyruszyliśmy przed siebie! Kupiliśmy po butelce wody, tak aby nie umrzeć z pragnienia. Mieliśmy co prawda bardzo słabe mapy ale postanowiliśmy zwiedzić „Red Valley” i „Rose Valley”.

DSCN0750 Taki widok mieliśmy gdy weszliśmy na pierwsze wzniesienie…

I gdy zeszliśmy z tej „górki” stwierdziliśmy, że lepiej dla bezpieczeństwa zapisać na gpsie naszą pozycje wyjściową, bo labiryntów skalnych troszkę jest i żeby się przypadkiem nie zgubić…

Najbliżej naszego położenia była Red Valley, idziemy więc! A żar anatolijskiego Słońca pali mi kark i tylko mijane po drodze pola uprawne winogron (białe, słodkie, przepyszne!)i truskawek dodają nam ochłody, gdy kosztujemy specjałów Matki Natury 😉

DSCN0734Przepyszne winogrona! Tutaj polaki-cebulaki z głodu nie zginą 😉

Zastanawiamy się jak te rośliny mogą rosnąć w tak niesprzyjającym klimacie i po odwiedzeniu kilku poletek widzimy rozciągnięty wąż ogrodowy, który biegnie od roślin do skał. Wodzimy wzrokiem za wężem i idziemy w kierunku skał. Teraz wszystko staje się jasne! Niektóre jaskinie wypełnione są wodą, więc pompa, wąż ogrodowy i mamy podlewanie roślin!

Dolina Red Valley szybko się kończy i wg mapy jest pionowa ściana skalna przez którą nie prowadzą żadne ścieżki, ja jednak wiedziony ciekawością wchodzę na półkę skalną wyżej, aby zobaczyć czy rzeczywiście jest to prawda.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Schodzę i już wiem, że dalsza droga jest zbyt ryzykowna…

Red Valley jak szybko się zaczęła, tak szybko się skończyła, więc wracamy do punktu wyjścia i zmierzamy do Rose Valley!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

idąc po drodze obserwujemy „księżycowy krajobraz” jak określają Kapadocję przewodniki

W pewnym momencie, całkowicie przypadkiem zauważamy super jaskinie! Gdybyśmy dnia wcześniejszego znaleźli taką jaskinie to chyba byśmy w niej zamieszkali jakieś 2 noce!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Następnie dotarliśmy do wspaniałego punktu widokowego na Rose Valley!O to ta dolina..

DSCN0763Schodzimy na dół i tam spotykamy pierwszych turystów, głównie z Francji. Idziemy przez całą dolinę i znowu na jej końcu natrafiamy na pionową ścianę skalną, która uniemożliwia przedostanie się na inny szlak i zmusza do powrotu jeszcze raz tą samą drogą. Na szczęście jest poletko winogron z największymi gronami jakie kiedykolwiek jadłem 😉 Więc wrzucamy w siebie pewnie powyżej kilograma winogron, które są bardzo energetycznym posiłkiem!

Idziemy przed siebie, w poszukiwaniu przygody do innego miasteczka, docieramy do osady Cavusin.

SDC11854Widok dawnego miasteczka wykutego w skałach zapiera nam dech w piersiach!

Jednak jestem potwornie zły, że w każdym ujęciu zdjęcia mam komercyjne napisany „supermarket”, „Cafe Restaurant” i inne.

Za cel postawiłem sobie wejść na samą górę i opłaciło się! Znalazłem tam wnętrze wykute w skale gdzie znajdował się kościół. To było moje małe marzenia, będąc w Kapadocji samemu znaleźć kościół! Tutaj żyli kiedyś jedni z pierwszych chrześcijan, a Biblia donosi iż w tym regionie często przebywał Święty Paweł! Chrześcijanie tutaj stawiali twardy opór i bronili swojej wiary przed innowiercami, a stawiać opór pomagała Natura, ponieważ labirynty skalne i budowanie podziemnych osiedli, które miały nawet 6 kondygnacji pod powierzchnią Ziemi skutecznie chroniły!

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Przeraża profanacja tego miejsca, na niektórych ścianach turyści-debile wyryli napisy „ukraina” „france” i inne…

SDC11889Widok z jednego z wielu wyjść z kościoła robi wrażenie i przypomina, że tu na prawdę kiedyś mieszkali ludzie.

SDC11874Nie byłbym sobą, gdybym pomimo ostrzeżeń, że jest to „niebezpieczna okolica” nie wszedł na sam szczyt i nie zrobił zdjęcia.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

A oto widok z samej góry „skalnego miasteczka”

Z miasteczka Cavusin szliśmy miejscową drogą około 3km i już byłem taki zmęczony, że gdyby jechało jakieś auto w stronę Gorome to łapałbym je na stopa. Nic jednak nie jechało, organizm marsz jednak wytrzymywał, bo obiecałem sobie nagrodę po powrocie do campingu, czyli ciepły prysznic i pływanie na basenie aż do wieczora!

SDC11901Nagroda na koniec wyczerpującego dnia 😉

W kolejnym wpisie będzie film! Słabej jakości, ale będziecie wspólnie ze mną przeżywać chodzenie po skałach, jaskiniach i wykutych kościołach w skale!

Categories: Autostop Turcja 2014 | Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | 1 komentarz

Koszmar autostopowicza! stopujemy ze Stambułu do Ankary!

Dzień zaczął się bez szału. Śniadanko w hostelu na tarasie, chillout. Poprzedniego dnia po piwkowaniu z Alim na Taksim jeszcze w nocy przeglądałem mapę Stambułu i Biblię autostopowiczów- hitchwiki.org aby zobaczyć, w którym miejscu będzie nam najlepiej łapać stopa. Możliwości było wiele, zbyt wiele. Przez cały ranek nie mogliśmy się zdecydować, którą opcję wybrać…Naczytałem się na forach i grupach, że autostop w Turcji to błahostka, fraszka i wszystko jest „easy”. Nic nie zwiastowało, że to będzie mój jeden z najbardziej pamiętnych dni w „karierze” autostopowicza…

Aby wydostać się w jedno nasze wybrane miejsce musieliśmy przebyć następującą drogę- najpierw z plecaczkami na przystanek, potem tramwajem. Przy Moście Galata przesiąść się do Marmaray’a. Marmaray- to najgłębiej położony tunel kolejowy na świecie (info za wikipedią!) łączący częśc europejską z azjatycką. Oddany do użytku pod koniec 2013roku biegnie na głębokości 53 metrów pod dnem Cieśniny Bosfor. Nazwa Marmaray pochodzi od Morza Marmara a koncówka „ray” znaczy „koley”, sam tunel ma ok. 76km długości…. Mają rozmach?! My tymczasem czekamy na 2 linię metra w stolicy..Potem wysiąść i w dzielnicy Kadikoy wsiąść do autobusu nr 19C lub 19Y. Z czego prawdopodobnie każdym autobusem nr 19 byśmy dojechali i nr 19 bez literek po cyferce będzie najszybszym rozwiązaniem…Jedyny minus tego info na hitchwiki był taki, że nikt nie napisał, na którym przystanku trzeba wysiąść…Patryk na swoim telefonie pilnował gps i jakoś trafiliśmy w okolicę, do której zmierzaliśmy. Było strasznie gorąco więc wstąpiliśmy do pobliskiego sklepu po wodę i udaliśmy się w stronę autostrady…Znaleźliśmy ładniutki parking podzielony na część dla osobówek i część dla tirów.

Właśnie łapiemy stopa w prawdopodobnie największym mieście w Europie, także uśmiech na twarzy i kolejne autostopowe wyzwanie zostało zaakceptowane!

Łapiemy na wylocie z parkingu…co kilka minut przejeżdża jakieś autko nie zwracając uwagi na tabliczkę z napisem „Ankara”..Mija godzina, dwie. W tym czasie obchodzę parking dla osobówek, coś tam się podpytuję ludzi i nikt nie jest skory ze mną pogadać…Lecę na parking dla tirów. Tam zagaduję do kierowców tureckich. Nie znają żadnego języka obcego….Gestykulacją pokazuję, że łapie stopa do Ankary, mówię przy tym słowo „otodur” czyli zlepek tureckich słów „oto” czyli „auto” oraz „dur” czyli „stop” i pokazuję kierowcy na kierownicę w jego aucie nagle z uśmiechem pytam

-Ankara?

-Ankara?yes yes yes Ankara i pokazuje na wschodni kierunek kierowca..

Staram się wytłumaczyć, że nie jadę sam tylko z „friend Patrick”…na co kierowca kiwa głową, że rozumie i odpowiada

-Ankara?yes yes yes Ankara…

No cóż, byłem kompletnie zdezorientowany, czy on nas weźmie na tego stopa czy nie. Idę do Patryka i mówię „prawdopodobnie mamy stopa do Ankary, ale dokładnie nie wiem bo się nie dogadałem do końca”. Bierzemy plecaki idziemy do tego samego kierowcy. Kiedy zobaczył nas z plecakami dopiero zrozumiał o co chodzi i krzyczy:

„Ankara?!no no no!”

Nie muszę chyba dodawać, że czułem się jak na tureckim kazaniu…

Ja pierniczę istna komedia dogadać się z Turkami…Tylu ich mieszka i pracuje w Niemczech to myślałem, że któryś przynajmniej „sprecha” i się dogadam… Podchodziłem do wszystkich kierowców tureckich, którzy nie spali i pytałem się ich dokładnie tak samo i dialog był dokładnie taki sam jak powyżej… Jedynie z tirowcami z Ukrainy mogłem się dogadać i przybiłem z niejednym z nich dobre „high five”. 😉

Zdecydowaliśmy się na radykalny krok łapania na autostradzie na początku pasa zjazdowego na parking…Wyobraźcie sobie… Stoicie na czwartym pasie autostrady biegnącej w kierunku Ankary. Za tymi czterema pasami są kolejne 3 pasy autostrady w kierunku Istambułu. ŁAPIECIE STOPA W PEŁNYM SŁOŃCU, HUKU, AUTA PĘDZĄ BARDZO SZYBKO…NIE RAZ, NIE DWA ZWIEWA MI Z GŁOWY CZAPKA LUB ZWIEWA MI KARTKĘ Z NAPISEM „ANKARA”… W takich chwilach odechciewa się stopowania…uwierzcie Mi! Po 15 minutach już musiałem się z Patrykiem zmienić i usiąść na barierce…Dodatkowo mieliśmy już końcówkę wody, którą kupiliśmy zaledwie dwie godziny temu…

NAGLE PRZYJEŻDŻA DO NAS POLICJA! Policjant zgrabnym ruchem rąk gestykuluje, dając nam do zrozumienia, że tutaj nie można stopować. Mówię „okey okey” bierzemy plecaki i udajemy, że idziemy na parking. Kiedy radiowozu już nie widać dalej łapiemy stopa na autostradzie 😉 Czasami policja w Europie daje za to mandaty…Patryk łapie jeszcze kilkadziesiąt minut, a ja już nie wytrzymuje na tym Słońcu… Mówię „dawaj idziemy odpocząć na parking”. Kiedy zachodzimy na parking na samym końcu pasa wjazdowego widzimy osobówkę, która cofa na wstecznym. Pojawiła się iskierka nadziei 😉 Gdybyśmy akurat w tym momencie nie poszli na parking to stopa byśmy dalej nie złapali, bo oni nie mogliby cofać w nieskończoność wjeżdżając pod prąd na autostradę. Za kierownicą młody chłopak, obok siedzi jego ojciec. Jedziemy do Izmitu! Ojciec kierowcy, coś tam trochę mówił po angielsku, ale nie chciało mi się nawet z nim gadać, wolałem cieszyć się chłodem klimatyzacji 😉 Nie wsłuchując się specjalnie w rozmowę zrozumiałem, że jest kierowcą międzynarodowym i dużo jeździ. Jak każdy Turek jest napalony na blondynki „Girls from Czech Republik are very pretty and very easy” powiedział z uśmiechem na twarzy, w którymś momencie….

Poprosiłem młodego, aby nie zostawiali nas w centrum Izmitu tylko wysadzili nas na jakimś „otopark” czyli „parkingu dla aut”. Tak też zrobili, z tym że było tam dosłownie 5 tirów tureckich i każda próba nawiązania rozmowy przebiegała podobnie jak z kierowcami na parkingu na obrzeżach Stambułu…Padła kolejna decyzja- łapiemy znowu na autostradzie! Po 5 minutach mamy stopa i jedziemy z Kayimem do Ankary.

Powoli wjeżdzamy na Plaskowyż Anatolijski i obserwujemy monotonny krajobraz

DSCN0678Jazdę urozmaica nam kierowca. Jedziemy Fiatem Bravo od 150-180km/h, a Kayim pisze smski, nagrywa filmiki telefonem i robi sobie z nami selfie. Dla takich chwil warto żyć!

Kayim jakieś tam podstawy angielskiego miał. Ale nie umiał nam wytłumaczyć, gdzie konkretnie jedzie do Ankary (Ankara ma 4 mln mieszkańców), my mamy dostać się do Edy- tureckiej dziewczyny podróżniczki u której mamy spać. Mapy Ankary nie mamy, adresu gdzie mieszka Eda-też nie! hmmm Wpadam na genialny pomysł. Pokazuje na moim telefonie kontakt zapisany jako „Eda” i biorę telefon Kayima. Pokazuję, że chce zadzwonić od niego z telefonu (po co mam płacić 5zł za minutę, skoro Oni w swoich tureckich sieciach na pewno płacą mniej…). Dzwonię do Edy i mówię jaka sprawa i żeby zapytała się Kayima, gdzie nas wysadzi i proszę o smsa z jej adresem i informacją jak do niej dojechać… Po chwili dostaję smsa od Edy z informacją, że wszystko już z naszym kierowca uzgodniła, że ustawią się w konkretnym miejscu w Ankarze i Eda nas odbierze 😉 Czyż ludzie nie są wspaniali a życie nie jest piękne? W tym momencie byłem z siebie mega dumny, że była ostatnia szara komórka w moim mózgu, która nie była przegrzana od Słońca i że wymyśliłem taką opcję 😉

W umówionym miejscu odebrała nas Eda i jej nową Alfą Romeo Juliettą popędziliśmy do jej mieszkania. Po tak ciężkim dniu wziąłem ciepłą kąpiel, a Eda pościeliła mi łóżko i dała czysty ręcznik 😉 Na kolację zrobiła nam tosty, dała zimne piwko i wypiliśmy kilka drinków z tradycyjną turecką wódką- Raky.

Podczas kąpieli stwierdzam, że Turcja to nie kraj! Turcja to kontynent! Stambuł- Ankara to tylko 450km. Na mapie wygląda, że to mega blisko. My te 450km jechaliśmy cały dzień! Oczywiście wliczając w to dojazd na wylotówkę itd.

Dzień i sytuację będą moimi wspomnieniami na zawsze i nikt mi tego nie zabierze 😉

Categories: Autostop Turcja 2014 | Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | 1 komentarz

Istanbuł na spontanie cz. 3

Post jest kontynuacją wpisów „Istanbuł na spontanie cz. 1” oraz „Istanbuł na spontanie cz. 2”

Po spotkaniu sympatycznych młodych tureckich dziewcząt zrobiłem się głodny. Do wyboru miałem:

a)hałaśliwe knajpki w okolicach Placu Taksim

b)restauracje pod Mostem Galata

c) zjeść w stoisku u tubylców, którzy robili kebapy w parku, w którym siedziałem z dziewczynami.

Odpowiedź była prosta! Zjeść na ulicznej jadłodajni. Siedząc na ławeczce do moich receptorów węchu dobiegał zapach smażonego mięsa. Zacząłem obserwować stoisko w kebapem w parku. Przychodziło tam bardzo dużo Turków- to znak, że stoisko jest smaczne i tanie. Dodatkowo co chwila przyjeżdżał dostawca bułek lub mięsa na skuterze! Kupiliśmy kebapa. Byliśmy zaskoczeni, że nie smakuje tak jak w Polsce. Jest jakiś suchy, bez sosów- jakiś taki nijaki! Kto w Turcji był to wie, iż Turcja określana jako „ojczyzna kebabów” słynie z tego że ich „kebapy” (właściwa pisownia) są niesmaczne. I obojętne czy jest to döner kebap czy Şiş kebap. Niemniej jednak, pogadaliśmy sobie z kucharzami o piłce nożnej. Byli fanami Galatasaray (a kogo innego skoro jesteśmy w dzielnicy „Galata”?). Z uśmiechem na twarzy mówili, że fani Fenerbache Stambuł to pedały 😉 Oczywiście, jak dowiedzieli się że jesteśmy z Polski to od razu zaczęła się dyskusja o naszej piłkarskiej perełce- Robercie Lewandowskim. 😉 Kucharze na początku zamówienia, kiedy z nimi jeszcze nie pogadaliśmy nie chcieli pozować do zdjęć, a potem to już nawet dali przekręcać mięso na ruszcie!

Najlepsza jadłodajnia uliczna w Stambule! Mimo, że nie smacznie to przynajmniej wesoło i tanio 😉

W tym momencie dostaliśmy smsa od Ambasadora CS w Stambule- Aliego, że możemy się spotkać na Placu Taksim o 19 z nim i jego przyjaciółmi. Szliśmy Mostem Galata, ale już nie dołem tam gdzie są restauracje a górą mostu. Piekny widok! Bardzo dużo wędkarzy łowi rybki i sprzedaje je do ulokowanych pod mostem restauracji!

galataWędkarze na Moście Galata.

Mieliśmy wracać do hostelu, ale stwierdziliśmy „dlaczego by nie przejechać się stateczkiem po Bosforze i zwiedzić Stambuł z innej perspektywy?” Do spotkania z Alim mieliśmy jeszcze dużo czasu. Kupiliśmy bilety (zapachniało mi trochę komercją i na początku pomyślałem „Przemek co Ty robisz?przyjechałeś tutaj na stopa i zamierzasz płacić za statek i być jak zwykły turysta?”. Ta myśl nie dawała mi spokoju, chociaż bilet nie był drogi to nie czułem się komfortowo…Później jednak z mapą Stambułu zwiedzałem wszelkie atrakcje od strony „wody”.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Po „rejsie” zrobiliśmy się znowu głodni i zobaczyliśmy obok przystani mega duże zgromadzenie ludzi w jednej knajpce nad Bosforem! Było tyle ludzi, że z trudem dało się znaleźć wolny stolik! „Restauracja” była mega, na naszych oczach wędkarze łowili ryby, rzucali je swoim pomocnikom. Ci z kolei je patroszyli i rzucali kucharzom. Kucharze smażyli rybkę i wrzucali do bułki. Potrawa nazywała się „balik ekmek” czyli „ryba bułka”.

„Balik ekmek” czyli ryba w bułce.

Wróciliśmy do hostelu wziąć prysznic i się przebrać w jakieś bardziej wyjściowe ubrania bo mieliśmy iść gdzieś do lokalu na piwko. Specjalnie na taka okazję wiozłem w plecaku koszule!

Na miejscu spotkania z Alim pojawiliśmy się z 10 minutowym spóźnieniem. Plac Taksim słynie z wieczornych spotkań młodych ludzi. Ze zdjęć z profilu na CSie Ali był podobny zupełnie do nikogo. Każdy Turek wyglądał tak samo jak on i Ali wyglądał tak samo jak przeciętny Turek. Zacząłem do niego dzwonić i już wiedziałem gdzie on jest. No cóż, Ali zapoznał nas ze swoimi przyjaciółmi których imion nie pamiętam. Wiem tylko, że jeden z nich był Turkiem drugi Chilijczykiem, który pracuje w Istanbule, była wśród nas i dziewczyna pochodziła z Kolumbii, mieszka i studiuje w Holandii a do Stambułu przyleciała zwiedzać. Po drodze do knajpy Ali spotkał jeszcze swojego znajomego, który pochodzi z Iranu i kolege murzyna z najmłodszego państwa na świecie- Sudanu Południowego! I tak o to w międzynarodowym towarzystwie dwóch polaków- cebulaków poszło pić piwko w knajpkach na Placu Taksim za 20 złotych każde. Ali co to jest za zwariowany człowiek to głowa mała! Wypił wcześniej jak mówił dwa Efezy i chyba zrobiły co swoje bo był już baaardzo na luzie. A my Polaczki spięci, bo jak to się można dobrze bawić, śmiać się i żartować po jednym czy po dwóch piwach?;) Wkrótce dochodziła północ i stwierdziliśmy, że spadamy do hostelu bo jutro ciężki dzień przed nami- wyjazd na stopa do Ankary. Nie odpowiadało nam też picie tak drogiego piwa 😉 Żeby pić w Turcji trzeba mieć na prawdę duuuuży budżet!

Categories: Autostop Turcja 2014 | Tagi: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Dzień 4-W drodze do Gučy-stolicy bałkańskiej muzyki

Jak z Belgradu dotrzeć na festival muzyki cygańskiej w Gučy??

Najłatwiejszym sposobem-i najdroższym jest pojechać zorganizowanym środkiem transportu np. autobusem. Przechadzając się po Belgradzie co chwile widzieliśmy ogłoszenia na słupach ulicznych, że można pojechać autobusem do Gučy za 1600 Dinarów (około 16-17 euro) Cena ta dla nas backpackersów i polskich studentów była zbyt duża. Zresztą po co iść na łatwizne? Jazda do Gučy autobusem byłaby złem ostatecznym. A zatem, jak dojechać autostopem do Gučy? Po pierwsze, trzeba wsiąść w prawie każdy tramwaj i wysiąść w Zeleni venac. Tam trzeba wsiąść w autobus nr 53 i wysiąść za miastem koło stacji benzynowej (trzeba uważać na plecaki bo za stacją są slumsy cygańskie…). Jeżeli na tej stacji komuś sie nie uda złapać to trzeba wziąć autobus nr 531,532 lub 533 i pojechać dalej 2 przystanki i tam próbować. Tyle porad, ale chciałem się podzielić niesamowitą przygodą właśnie w autobusie nr 53. Wsiadamy, a tam gra na akordeonie trzech cyganów. Oczywiście ja w takiej sytuacji zaufaniem darzę tylko cyganów bez rąk i trzymam obie ręce na obu kieszeniach od spodenek i odwracam się tyłem plecaka do szyby. Rzuciłem nawet im parę drobnych dinarów, niech mają a co!wkońcu na wakacjach jestem;] Mieliśmy nadzieję, że nie będziemy płacić za przejazd, nasze nadzieje okazały się złudne kiedy przyszła Pani kontroler biletów (to był pierwszy przystanek na tej trasie) za dwa bilety trzeba było zapłacić 300dinarów. Miałem w kieszeni tylko 150 DIN i 1000 DIN. Pani kontroler była grubo po czterdziestce, ale nie przeszkadzał jej wiek w mówieniu płynnym angielskim 😉 Podczas rozmowy, gdy dowiedziała się, że jesteśmy z Polski i jedziemy do Gučy powiedziała żebym dał jej 150DIN, czyli jechaliśmy we dwóch na jednym bilecie. Wręczyła mi bilet, powiedziałem, że musimy wysiąść na stacji benzynowej bo dalej chcemy łapać stopa na festival odparła, żebyśmy byli spokojni, bo będzie się nami opiekowała. Podczas jazdy porozmawiałem sobie również z pewną trzydziestolatką, ubraną w fajną czerwoną sukienkę… Panowie siedzący kilka rzędów siedzeń dalej dowiedziawszy się o tym, że jedziemy do Gučy odrazu zaczęli poklaskiwać i krzyczeć „Polscy bracia” Ja zacząłem pokazywać, że będziemy pić piwo Jeleń i rakije. Nagle wrzawa o Gučy wypełniła cały autobus ;)) Cóż mogę powiedzieć KOCHAM SERBIE!!Gdy przed nami pojawiła się stacja benzynowa, Pani kontroler się pożegnała, zażartowała że musimy wypić piwo w Gučy za jej zdrowie.Patryk odparł, że wypijemy za jej zdrowie 2 piwa 😉 Wysiedliśmy i Pani nam pomachała na dovidjenja 😉 Na stopa czekaliśmy jakies 20 minut i jechaliśmy do samego Čačak-miasta, z którego Guča jest już rzut beretem. Jechaliśmy z bardzo przyjaznym kierowcą, który miał podstawy angielskiego więc jakoś sie dogadaliśmy. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie bałkańskie upały na zewnątrz i jego samochód bez klimatyzacji…Patryk miał licznik rowerowy, którym mierzyliśmy temp. w środku auta. Maksymalnie było 43 s C w aucie. Ja zdjęciem uchwyciłem moment w którym było 40,3  s C. Oto zdjęcie 😉

Nasz kierowca zajmował się przewozami turystów min. do Grecji. Opowiadał jak był u kolegi w odwiedzinach w USA i mówił, że w Chicago jest sporo Polaków, znał też polskie drużyny piłkarskie…Gdy dotarliśmy do Čačak zaprosił nas do swojego domu, w którym było biuro. Kazał żonie przynieść nam zimnej wody (po takiej spiekocie w aucie wypiliśmy 1,5L zimniutkiej gazowanej wody we trzech w jakieś 10 minut) Zaproponował kawę, ale zdziwił się kiedy mu odpowiedziałem że kawę piję tylko rano…Potem zrobiliśmy sobie z Nim i z jego żoną pamiątkowe zdjęcie-oto one…

Następnie zawiózł nas do centrum Čačak do swojego kolejnego biura(tym razem juz wyglądało ono jak prawdziwe biuro podróży, a nie jak baza logistyczna firmy),w biurze tym pracowała przepiękna blondynka. Taka to chyba by mi wcisnęła ofertę biura podróży naszego poznanego kierowcy pod warunkiem gdyby pojechała ze mną… no ale pozostawmy sferę marzeń i skupmy się na opowieści. Opuściliśmy biuro podróży i nasz kierowca pokazał nam gdzie jest menjačnica-aby wymienić euro na dinary. Następnie odwiózł nas na wylotówkę w stronę Gučy. Tam lokalna konkurencja nie spała i również próbowała dotrzeć na festival. Powstał więc filmik. Zapraszam do obejrzenia 😉

Żar lał się z nieba, więc skoczyłem do sklepu kupić wodę, która po chwili leżenia na słońcu nadawała się z pewnością do parzenia herbaty ;)) Stałem z tabliczka Guca czym wzbudzałem sympatię innych festivalowiczów, którzy jechali drogą do Gučy właśnie. Wszyscy trąbili machali i krzyczeli pozdrowienia w różnych językach świata-w tym po polsku. Sielankową atmosferę popsuł nam pewien Serb, który nie mówił ani po angielsku ani po niemiecku, za to mówił po francusku. Język, którego nie znam ale czasami rozumiem. Mówił że Bogdan, Michał i Artur to jego bracia i że pracował z nimi we Francji. Oczywiście żadnych Bogdanów nie znam, ale to było preludium do jego propozycji aby jechać z nim do Gučy za jedyne 400DIN od głowy. Oczywiście mówił, że jedziemy jego taxi, które taxi nie było…Takich naganiaczy to ja mam serdecznie dość, jeszcze żeby zapytał się raz, dwa, trzy to mogę zrozumieć. Ale koleś stał nad nami, cały czas mówił żeby jechać z nim bo i tak nikt nas nie weźmie budziły we mnie najgorsze negatywne odczucia i nieco popsuł mi humor… Trwało to dobre 30 minut!!W końcu „niby taksiarz” złapał jakichś ludzi, którzy z nim pojechali, my mieliśmy święty spokój. Ale zaraz przyjechał autobus, do którego się wpakowaliśmy, ponieważ małe były szanse, że na festival jedzie ktoś sam lub we dwie osoby i ma wolne miejsce dla nas+ 2 duże plecaki. Wsiedliśmy do autobusu stanęliśmy na środku, bo nie było juz miejsc siedzących. Niesamowity zapach ogarną cały autobus…Tak, tak to opary rakiji- wysokoprocentowego alkoholu pędzonego najczęściej ze śliwek lub gruszek. Opary rakiji to jedno, a mętne wzroki większości męskiej części pasażerów to drugie-które utwierdzało mnie w przekonaniu że to zapach rakiji. Ciekawe ile promili musiał mieć kierowca autobusu, skoro alkoholowe opary ogarniały cały środek komunikacji zbiorowej?

Zdjęcie z łapania stopa-w tle serbski „taksówkarz”

WELCOME TO THE Guča !!

Wysiedliśmy z autobusu, zostaliśmy zaczepieni przez jakąś Serbkę, która oferowała nam camping za 5e/os/noc. Camping był 5min drogi autem od centrum Gučy- podziękowałem. Plan mieliśmy taki, że możemy iść na camping do kolesia z CouchSurfing lub rozbić się na dziko nad rzeką-jak tysiące festivalowiczów. Przeszliśmy się 10m i zaczepił nas Slobodan-chłopak na oko 30 letni, wyglądający dosyć komicznie, gdy podjechał do nas na skuterku. Zaoferował camping w centrum Gučy za 3euro/os/noc. Nie byliśmy do końca przekonani czy chcemy płacić za camping ale postanowiliśmy chociaż go obejrzeć. Camping był w praktycznie centrum miasteczka na podwórku. Postawiliśmy zostać, bo pieniądze niewielkie, a zawsze bezpieczniej zostawić bagaże na campingu u kogoś na podwórku niż na dziko nad rzeką i oczywiście był prysznic i toaleta…Pod wieczór Slobodan zapytał się nas czy już my płaciliśmy, był niesamowicie zakręcony naganianiem ludzi i kompletnie nie pamiętał czy ktoś już mu płacił czy nie. Odpowiedziałem, że mu nie płaciliśmy i że planujemy zostać 4 noce ale nie wiemy czy spodoba nam się festival i że zapłacimy z góry za 2 noce, a później za kolejne dwie. Następnie udaliśmy się na mały rekonesans miasteczka 😉

Categories: Bałkany 2013 | Tagi: , , | Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.